Arka Gdynia - Legia Warszawa 0:1 (0:0)

Bramki: Jarosław Niezgoda 79'

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Christian Maghoma, Adam Marciniak, Jakub Wawszczyk - Adam Danch, Nando, Michał Nalepa (81' Marcus da Silva), Marko Vejinović, Maciej Jankowski - Davit Skhirtladze (72' Rafał Siemaszko)

Legia: Radosław Majecki - Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk (68' Marko Vesović), Mateusz Wieteska, Luis Rocha - Andre Martins, Domagoj Antolić, Paweł Wszołek (61' Jarosław Niezgoda), Luquinhas, Arvydas Novikovas - Jose Kante (81' Valeriane Gvilia)

Żółte kartki: Maciej Jankowski, Damian Zbozień, Marko Vejinović - Paweł Wszołek, Jose Kante

Czerwone kartki: Nando


Od pierwszych minut inicjatywę przejęła drużyna gości, która grała bardzo agresywnie, a jej wysoki pressing uniemożliwiał żółto-niebieskim spokojne i dokładne wyprowadzanie piłki spod własnego pola karnego. Pierwszą znakomitą okazję stworzyła sobie ekipa ze stolicy. Po dośrodkowaniu z rzutu różnego, głowa uderzał Jose Kante, ale doskonale interweniował Pavels Steinbors. Dobitka Artura Jędrzejczyka poleciała w górną kondygnację trybun. W 26. minucie po płaskim dograniu w pole karne, ponownie przed szansą stanął kapitan przyjezdnych, ale jego uderzenie z 2. metra instynktownie wybił Steinbors. To jednak nie koniec kłopotów żółto-niebieskich. Po analizie VAR czerwoną kartką został ukarany Nando, który stanął Andre Martinsowi na achillesa. Nieco ożywiła się Arka po zejściu Hiszpana. Swoją szansę miał Davit Skhirtladze, ale jego mocne uderzenie wylądowało na rękawicach golkipera gości. Pod koniec pierwszej części gry trwało oblężenie pola karnego Arkowców, ale dobrze spisywał się blok defensywny.
Warto dodać, iż w pierwszej połowie słabo sędziujący dzisiejsze spotkanie sędzia Myć, do spółki ze Stefańskim na VAR, nie podyktowali ewidentnego karnego dla Arki gdy w sytuacji sam na sam faulowany był Marko Vejinović.


 

W drugiej połowie podopieczni Aleksandara Vukovicia wciąż zaciekle atakowali, ale żółto-niebiescy w defensywie grali bardzo dobrze. Przez długi czas gra polegała na destrukcji ataków wprowadzanych przez gości. W 65. minucie bardzo dobrym, zaskakującym uderzeniem popisał się Novikovas, ale szczęśliwie piłka wylądowała na poprzeczce. Chwilę później po dośrodkowaniu Luqinhasa piłkę głową trącił Jose Kante, ale po raz kolejny refleks Steinborsa nie zawiódł. Przewaga gości była na tyle widoczna, że w końcu została udokumentowana. Luquinhas zagrał prostopadle w kierunku Jarosława Niezgody, a ten bez najmniejszych problemów pokonał Steinborsa. Arkowcy walczyli ile sił w nogach, ale nie byli w stanie stworzyć żadnej konstruktywnej akcji. Każda przebitka w środkowej części boiska padała łupem podopiecznych Aleksandara Vukovicia. Co prawda, w doliczonym czasie gry żółto-niebiescy mieli aut na wysokości pola karnego przyjezdnych, ale obyło się bez zagrożenia. To jednak nie był koniec emocji. W ostatniej minucie meczu głową uderzał Maciej Jankowski, ale futbolówka nie znalazła drogi do bramki. Trzeba jednak zauważyć, iż również w tej akcji należał się rzut karny dla Arki. Źle ustawiony Jędrzejczyk ciągnął za koszulkę skaczącego do piłki Jankowskiego. Powtórki nie pozostawiają żadnych wątpliwości, iż minimum dwukrotnie sędziowie sprzyjali dziś Legii nie dyktując ewidentnych rzutów karnych dla Arki.

Niekorzystne wyniki w lidze spowodowały fakt, że Arka zakotwiczyła na dnie tabeli. Różnica nie jest wielka, ale żeby liczyć na utrzymanie w Ekstraklasie, trzeba punktować. Żółto-niebiescy podają jednak tlen rywalom, zarówno z boiska, jak i z tabeli. Kolejna porażka, która pokazała, że piłkarze mają problem z koncentracją. Tu nawet nie chodzi o fakt, że Arkowcy byli słabsi, ale o to, że nie radzą sobie z presją, która niewątpliwie na nich spoczywa. Przed Aleksandarem Rogiciem zostało jeszcze mnóstwo pracy i miejmy nadzieję, że do przerwy zimowej odbijemy się od dna, a później nastąpi przełamanie zespołu i regularnie zaczniemy punktować. W tym momencie nad Gdynią wiszą czarne chmury.

 

 

Już za 6. dni mierzymy się w Krakowie z miejscową Wisłą, która - delikatnie mówiąc - również nie zachwyca i jest to najlepszy moment na poprawę gry zespołu. WSZYSCY DO KRAKOWA!